top of page

Czy jestem artystką?

Już prawie ćwierć wieku całe moje krótkie życie kręci się wokół szeroko rozumianej sztuki. Najwięcej jest we mnie jednak miłości do muzyki. Pierwszym dźwiękiem, który z pewnością pokochałam to bicie serca mojej mamy, ale kiedy już wyszłam na świat…

fot. Natalia Kranz

Od dzieciństwa wychowywałam się w atmosferze pełnej muzyki i śpiewu. W naszym domu nikt nie krępował się żeby śpiewać lepiąc pierogi, sprzątając, czy puszczając stare zespoły z kasety magnetofonowej. Pamiętam kiedy mój brat za ciężko zarobione pieniądze kupił sobie wieżę!!! Nawet nie wiecie jakie to było święto! Ja, wtedy może z 7 letnia dziewczynka nie za bardzo rozumiałam muzykę, którą mi puszczał kiedy zachwycony wracał z nowo kupioną płytą. Na szczęście ma bardzo dobry gust!

Już jako mała, 6letnia dziewczynka zaczęłam śpiewać w chórze, który prowadziły siostry zakonne, przy mojej parafii. Teraz, choć moje życie duchowe poszło w trochę inną stronę, bardzo miło wspominam ten czas. Kolejne lata chodziłam na próby chórów szkolnych w podstawówce, gimnazjum. W międzyczasie mój starszy brat kupił mi gitarę. Pamiętam ten dzień dokładnie. Byłam wtedy w domu, kiedy kurier przywiózł jakąś dziwną trójkątną paczkę! Grałam może z tydzień, nie potrafiłam jeszcze układać palców na gryfie, ale byłam młoda, głupia i spotkałam kilka innych podobnych ludzi i postanowiliśmy, że założymy zespół. Spotkaliśmy się na jednej próbie, w jakimś działkowym domku w centrum miasta, w którym ściany były wyciszone opakowaniami po jajkach. Okazało się, że po pierwsze nikt nie potrafi grać na swoim instrumencie, a po drugie mamy inny gust muzyczny. Tak, jak się spotkaliśmy to zaczęliśmy dopiero o tym rozmawiać. Nasze drogi szybko się rozeszły, a chłopaki założyli zespół, z którym teraz koncertują. Ale wracając... macie pojęcie, że do tej pory nie potrafię zmienić mojej ukochanej, starej już i poniszczonej gitary na żadną inną? Mimo, że rozstraja się na każdym kroku….

Potem, kiedy zaczęłam „mieć fazę” na rdzenną muzykę Afryki od brata dostałam jeszcze bęben ( tak, wiem, że jest kochany! w sensie brat… choć bęben też!). Moje nastoletnie życie kręciło się wówczas tylko między szkołą, domem, lekcjami gry na gitarze i waleniem w bęben, kiedy nie ma nikogo w domu (sąsiadów z zza ściany miałam kochanych, często pytali co to za kawałek, który leciał ostatnio na full i nie, nie mówili tego z sarkazmem, pozdrawiam przeserdecznie panią W. i pana A. jeśli się natkną na te słowa!)


fot. Paulina Muszyńska

W liceum zrezygnowałam na jakiś czas kompletnie z muzyki. Mało grałam na gitarze, bęben brałam do ręki tylko na jakieś ogniska ze znajomymi. To był cięższy czas w moim życiu, ale i chyba najbardziej satysfakcjonujący.

Studia przeleciały mi pod znakiem zapytania – kim ja właściwie jestem.

Kiedy wszystko się ustabilizowało, trudno mi już było się przełamać i znów zacząć oddychać pełnymi płucami, znów być infantylnym dzieciakiem, tak jak przedtem. Na 3 roku psychologii wiedziałam, że to nie do końca moja natura. Od zawsze fascynowała mnie psychika ludzka, choroby psychiczne i to dlaczego ktoś robi tak, a nie inaczej. Psychologia pomogła mi tez patrzeć na to co mnie spotyka w konstruktywny sposób. Mimo wszystko stanęłam na rozdrożu. Ja i wizja siebie jako Pani Psycholog. Postanowiłam – zapisuję się na lekcje rysunku. Czemu? Robiłam porządki w mojej „skrzynce wspomnień” ( kiedyś o niej napiszę osobny tekst) i znalazłam moje rysunki i malunki jako 10 czy 12 letnia wtedy dziewczynka. Wow! Były naprawdę dobre! Dobra kreska! (narcyz!) Zaczęłam się zastanawiać dlaczego przestałam to robić i zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie smutno. Hmmm może spróbuję? Pobiegłam do znanego w moim maleńkim mieście malarza i zaczęłam rysować manekiny.



Na początku wyglądały raczej jak jakieś koślawe połączenie konia, człowieka i psa, ale z każdym kolejnym spotkaniem szło mi coraz lepiej, do tego stopnia, że zaczęło mnie to nudzić, bo wiedziałam, że lepiej być nie może i to co maluję nie jest jakimś dziełem sztuki. Poza tym nie szykowałam się, żeby pójść na jakieś ASP, w końcu byłam już na studiach psychologicznych i w swojej opinii byłam za stara. Nie miałam nigdy talentu malarskiego, więc musiałam w to włożyć trochę wysiłku. Uznałam, że szkoda, że to zaniedbałam w dzieciństwie, że już za późno i z głową podniesioną w górę zaczęłam poczukiwać dalej.


radosna twórczość Mai O.




W międzyczasie naszło na siebie jeszcze kilka innych spraw i postanowiłam, że zacznę swoją terapię (w sumie to chyba ta terapia była przed tymi rysunkami, ale mniejsza, bo już zaczynam mieszać). O tym też w innym poście, bo to długa historia. Moja terapia to w ogóle temat rzeka, bo poszłam tam nie mając jakiś większych problemów z własną psychiką. Pochodziłam sobie przez 6 miesięcy co tydzień na godzinkę do pani I. i doprowadziło mnie to po tym czasie do takiego stanu, że wyszłam stamtąd, odetchnęłam i… wzięłam się za malowanie. Cała historia o tym jaki miałam wówczas pomysł na siebie, gdzie trafiłam i gdzie wtedy mieszkałam to… po raz kolejny temat na inny dzień. W każdym razie namalowałam kilka obrazów i wyśmiana przez ówczesnego chłopaka ( te malunki naprawdę były i są średnie) na 2 lata zrezygnowałam z dotykania farby, płótna i pędzla.



Z jeszcze większym zawirowaniem w głowie trafiłam do mojego rodzinnego miasta, gdzie postanowiłam, że albo coś ze sobą zrobię, albo zwariuję. Zapisałam się do wrocławskiej SKIBy na arteterapię. I to był najlepszy krok w moim życiu. Arteterapii nie skończyłam, bo poczułam, że nie chcę już być po drugiej stronie barykady, ale w środku i choćby ktoś mnie przygniótł do muru, obrzucił pomidorami – chcę zająć się aktorstwem, gdzie będę mogła realizować zarówno pasję do śpiewu oraz do kontaktu z innymi ludźmi (jeśli to drugie można nazwać pasją)



W SKIBie poznałam cudowną panią reżyser J. i kochane dziewczyny J, A., i M., z którymi zrobiłam swój pierwszy spektakl, kilka innych projektów i pojechałyśmy na Slot Art Festiwal, gdzie zrobiłyśmy jeszcze performance. Spektakl pokazałyśmy 2 razy i z nadzieją, że jeszcze coś razem zrobimy założyłyśmy grupę o nazwie Performa. Niestety każda z naszej 4 miała wtedy w życiu trochę inne plany – J. chciała zająć się na poważnie muzyką ( teraz ma już swój zespół!!!), O. przeprowadziła się do Czech, gdzie zaczęła chodzić do szkoły pantomimy, a M. jest obecnie we Francji. Do tej pory często ze sobą piszemy, dzwonimy i spotykamy się, kiedy tylko jest to możliwe. Ja w międzyczasie przeprowadziłam się do Poznania, gdzie zaczęłam chodzić na zajęcia do Akademii Sztuk Scenicznych. I tak od dwóch lat, z cudownymi ludźmi odkrywam tajniki pracy na scenie, wrażliwości, współpracy. O tym czym dokładnie jest dla mnie teatr napiszę osobny tekst. Na ten moment napiszę tylko, że jest to już spora cząstka mnie, której nie oddam nikomu.



Choćby się waliło, paliło. Teatr to obecnie jedna z ważniejszych części mojego życia. Dużo też piszę. Czy to zarobkowo do gazet, na portale, czy jadąc pociągiem napiszę coś czasem na bilecie, idąc przez miasto na komórce, a spędzając czas w domu na laptopie. Aktualnie jestem też na etapie zbiórki pieniędzy na moją pierwszą książkę. Oj ile bym dała, żeby się udało!

"Niestwierdzona" wnętrze książki


Nie wiem czy jestem artystką. Jestem na pewno osobą, która żyje sztuką. W moim domu znów po latach zagościła na stałe muzyka. Na ten moment nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć w inny sposób.

"Jaś i Małgosia" jako stażysta (Cień Jasia)

Ktoś mądry powiedział kiedyś, że artystą jesteś wtedy, kiedy to ludzie cię nim nazwą. W końcu to tylko słowo, jakiś schemat, sztywna rama. Nikomu tak na prawdę nie da się przypisać jakiejś konkretnej łatki. Zawsze będą jakieś argumenty za i przeciw. Określić się trzeba jedynie w mediach społecznościowych typu facebook czy instagram, albo festiwalach, gdzie faktycznie na profilach i identyfikatorach mam wpisane : artysta. I zawsze jak to czytam to się śmieje sama z siebie pod nosem.

Slot Art Festiwal, Performa performance

Artysta jest dla mnie człowiekiem, który zmienia świat, daje innym inspirację, jest motywacją do zmian, wzorem do naśladowania. Artystą jest dla mnie Monet czy Witkacy, ale także pani z osiedla, która robi figurki zwierząt z muliny, muzyk grający na ulicy, czy moja babcia, malująca obrazy.

Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Nie ma jeszcze tagów.
Podążaj za nami
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page